wtorek, 24 grudnia 2013

24 XII 1913, środa: wigilijne szaleństwa


Z wigilijnego wydania „Dziennika Poznańskiego” wybraliśmy kilka dość wariacki wątków. Otóż wiceprezydent Stanów Zjednoczonych podpisał umowę na występy w cyrku. Sto lat później mamy cyrk murowany. Stoi w stolicy, przy ulicy – nomen-omen – Wiejskiej. Popadamy w tani populizm?
* * *
Mamy też relację z interesującego eksperymentu, którego celem było określenie kto jest wariatem, a kto Emilem Zolą.
* * *
Skoro o wariatach mowa, to pewien Czech tak się ucieszył z wygranych na loterii 75 tysięcy koron, że 45 tysięcy spalił od razu w piecu. Szaleństwo czy czeski dystans do świata?

poniedziałek, 23 grudnia 2013

23 XII 1913, wtorek: skandal z wyższych sfer, Polacy kupujący u obcych, kilka rad dla konsumentów i protest w kolorze cabernet sauvignon


źródło: Wikimedia Commons
Nie ma to jak dobry skandal z wyższych sfer! Ostatnio ledwie napomknęliśmy o morderstwie dokonanym przez hrabiego Mielżyńskiego, bagatelizując ten nius. Tymczasem 24 grudnia 1913 roku wszystkie gazety poświęciły temu wydarzeniu obszerny artykuł (no, jedynie „Wielkopolanin” ograniczył się do lapidarnej wzmianki). My cytujemy ten z „Postępu”. Otóż pan hrabia przyłapał swoją małżonkę, z którą zresztą układało mu się różnie, z domniemanym lub faktycznym kochankiem. Pan hrabia był łaskaw oddać dwa celne strzały ze swej fuzji... Wydarzyło się to we dworze w Dakowach Mokrych (gmina Opalenica). Zresztą w 1913 roku kończyła się jego przebudowa pod kierownictwem Rogera Sławskiego. Dziś możecie tam zorganizować wesele albo komunię, a nawet romantyczny wieczór w jednym z apartamentów. Kto wie? Możecie traficie na ten, w którym popełniono zbrodnię sto lat temu?



Z „Dziennika” wybraliśmy nieco bardziej świąteczne klimaty, choć z nutą malkontenctwa. Najpierw relacja ze złotej niedzieli. Niby na ulicach ruch, ale „dużo Polaków wchodziło do składów obcych”. Po stu latach Polacy zachodzą do nich nadal, by wspomnieć o tłumach w Carrefourach, Tesco, Biedronkach...
* * *
„Nie wymagajmy od panien sklepowych zalet nadludzkich, nie wyczerpujmy ich cierpliwości, nie każmy im napróżno wspinać się po drabinach, przerzucać pudełek, ciężarów; uprzytomnijmy sobie, że subjekt i panna sklepowa, drepcząc na miejscu, robią dzienne kursy, równające się kilometrowym przestrzeniom.” - radzi kupującym redakcja „Dziennika Poznańskiego”. Nic dodać, nic ująć. Szczególnie, że sto lat później gazety roją się od opisów zdziczałych tłumów. Konsumencie, zachowaj resztki człowieczeństwa!
* * *
Na koniec informacja z Francji. Protestują winiarze z „Międzynarodówką” na ustach. Oby nie polała się krew, czerwono niczym cabernet sauvignon.

sobota, 21 grudnia 2013

21 XII 1913, niedziela: może bierabend?, nie można być durnym, by wykopać urny, reakcja pogańska i reakcję harcerska na nią, Fado i maszyna parowa w sam raz pod choinkę


„Kurjer Poznański” utyskuje nad dynamicznym rozwojem turystyki konferencyjnej w Poznaniu, w którym odbędzie się zjazd nauczycieli niemieckich. Oczywiście będą się zastanawiać jak dziec nam germanić. Program przewiduje bogaty program incentive: „jakiś tam taniec narodowy” i „bierabend”. Czujecie klimat?


P. S. Wtrącimy małą dygresję: skecz pochodzi z jednego z dwóch odcinków „Latającego Cyrku Monty Pythona”, które powstały na zlecenie niemieckiej telewizji ARD. Nie wszyscy członkowie zespołu władali niemieckim, więc nauczyli się swoich kwestii fonetycznie.
* * *
Gdybyście chcieli uczyć się na pilota, to będziecie mogli w Pile. A w takim Koronowie pan Draheim znalazł kilka urn. Ich opis sugeruje, że są to urny twarzowe, czyli rzeczy typowa dla kultury pomorskiej (VII-III w p.n.e.), jakby kto pytał. Możemy spłycimy sprawę, ale my po prostu lubimy te zdziwione „dzióbki”. No i ten piercing. ;)
* * *
Na koniec artykuł o wychowaniu dziewcząt przez skauting, tudzież harcerstwo. Nas ujął pełen moralnego wzburzenia wstęp księdza doktora Lutosławskiego o tym, że mamy do czynienia z reakcją pogańską. Sto lat później będziemy mieli gender - jeszcze bardziej łakomy kąsek dla księży doktorów.



„Postęp” z końcem roku zaczyna nęcić potencjalnych prenumeratorów. Na pierwszej stronie reklamuje się jako „jedyne w zaborze pruskim katolickie i polskie pismo antyżydowskie”. Hm.
* * *
Przykuwa uwagę lakoniczna wzmianka o podwójnym morderstwie dokonanym przez hrabiego Mielżyńskiego.
* * *
W dziale reklam wzmianka o „żywym gwiazdorze” czekającym na dziatki w sklepie Kałamajskiego. Co ciekawego, już sto lat temu takie akcje uchodziły za amerykańskie.
* * *
W wydaniu świątecznym dodatek „Biesiada”. Z niego zaczerpnęliśmy już tradycyjnie czerstwy przedni dowcip i kawałek portugalskiego Fado.





Z „Dziennika” mamy wzmiankę o zdrowych małżeństwach. By się ożenić, tudzież wyjść za mąż, trzeba przedłożyć zaświadczenie lekarskie. Bardzo słusznie.
* * *
Gorączka przedświątecznych zakupów na ostatniej prostej, jeśli można tak powiedzieć. Jeśli nie macie prezentów, to mamy dla Was kilka pomysłów. Nam się marzy maszyna parowa.

piątek, 20 grudnia 2013

20 XII 1913, sobota: Hakata-gate, gdzie burmistrzów 153, tam trudno wybrać tego jednego, a do tanga trzeba dwojga, z tym że żadne z dwojga nie będzie z Argentyny


Jest afera! 20 grudnia 1913 roku „Kurjer Poznański” ujawnił dokumenty Ostmarkenverein, czyli Hakaty, z których wynika, że kroi się antypolski spisek we współpracy z – a jakże – Rusinami!
* * *
Tymczasem w Jutrosinie ustępuje ze stanowiska burmistrz, który piastował tę funkcję przez lat trzydzieści i cztery! Jego naśladowcy sto lat później na razie dobili ledwie do piętnastu lat na najważniejszym miejskim urzędzie. Trochę niepokoi, że na jego miejsce zgłosiło się 153 kandydatów. Dziś też znalazłoby by się paru, ale niestety żaden taki, co by zagrozić mógł panom, co to są z zawodu prezydentami.
* * *
W 1913 roku w Europie szalała moda na tango. Tango tańczy cały Paryż, a wraz z nim pół Europy, a nawet syn Wilhelma II. Chyba z tatkiem się nie lubią, bo ten wprowadził zakaz tanga. By dociec źródła tego fenomenu warto przeczytać wywiad z Don Enrico Laretto, posłem argentyńskim. Otóż tango w Argentynie jest tańczone jedynie przez jakieś męty w poślednich barach, zwanych zgrabnie tingel-tanglami. Na szczęście w Paryżu jest przynajmniej jedno miejsce, gdzie tango nie jest tańczo – poselstwo argentyńskie.

czwartek, 19 grudnia 2013

19 XII 1913, piątek: nie trzeba iść do dentysty, za dużo narzeczonych, wpływ Wagnera na psychikę i plaga deweloperów


Dziś w „Dzienniku Poznańskim” przeczytaliśmy wiadomość o strajku dentystów w Niemczech. Zgodnie z nieco zapomnianą dziś sztuką dziennikarską podamy sam obiektywny fakt, a czy to dobrze, czy źle niech czytelnicy rozsądzą sami.
* * *
W Berlinie skazano kupca Gustawa Mayera za oszustwo. Polegało ono na tym, że oświadczył się dwunastu pannom naraz. Jakby sam ten fakt nie był dostateczną karą...
* * *
Tymczasem w Budapeszcie podczas trzeciego aktu „Lohengrin” Wagnera wtargnął na scenę nagi mężczyzna i wyrwał dyrygentowi batutę. Oczywiście uznano go za obłąkanego. A my myślimy sobie tak: jeśli idzie o ciężar gatunkowy, to Wagner rymuje się z ołów. Ponadto cała opera ma prawie cztery godziny. I tak facet długo wytrzymał. Spróbujcie sami, czy aby gdzieś w połowie drugiego aktu nie nabierzecie ochoty by wyskoczyć z ubrania i wyrwać dyrygentowi batutę.


* * *
Na koniec coś aktualnego (niestety). Także sto lat temu zapędy, jakbyś dziś powiedzieli, deweloperów wzbudzały protesty. To coś dla zwolenników poglądu, że kiedyś to było, kiedyś to się szanowało dziedzictwo. No i Kraków jeszcze stoi. Nie żeby było idealnie, ale jakoś się trzyma.

środa, 18 grudnia 2013

18 XII 1913, czwartek: co powiedział Wilhelm, dlaczego w Pradze sobie nie poczytali, kradzież na celebrytę sto lat temu i co ma wspólnego poznańskie muzeum z Luwrem?


Dziś zainteresowało nas kilka kąsków z „Dziennika Poznańskiego”. Dawno nie wspominaliśmy o naszym ulubieńcu sprzed stu lat, czyli z łaski Bożej cesarzu niemieckim, królu Prus, margrabim Brandenburgii, burgrabim Norymbergi, hrabim Hohenzollern, suwerenie i wielkim księciu Śląska oraz hrabstwa kłodzkiego, wielkim księciu Nadrenii i Poznania, księciu Saksonii, Westfalii i Angarii, Pomorza, Lüneburga, Szlezwiku, Holsztynu, Magdeburga, Bremy, Geldrii, Kleve, Julich i Bergu, jak również Wendów i Kaszub, Krosna, Lauenburga, Meklenburga etc. landgrafie Hesji i Turyngii, margrabim Górnych i Dolnych Łużyc, księciu Oranii, księciu Rugii, Fryzji Wschodniej, Paderborn i Pyrmontu, Halberstadt, Münster, Minden, Osnabrück, Hildesheim, Verden, Kamienia, Fuldy, Nassau, Mörs etc. uksiążęconym hrabim Hennebergu, hrabim Marchii, Ravensburga, Hohenstein, Tecklenburg i Lingen, Mansfeld, Sigmaringen i Veringen, panu Frankfurtu, etc. etc., dla przyjaciół Wilusiu.
Ponoć w 1913 roku krążyła anegdota, że jeśli nie chce się spotkać cesarza, to trzeba jechać do... Berlina. Istotnie, Wilhelm II lubował się w podróżach – tych służbowych i tych prywatnych (choćby corocznych rejsach swym jachtem). W każdym razie, będąc w Monachium walnął mowę, a jak już cesarz powie, to jest powiedziane. Dlatego też „sławił potęgę Niemiec na morzu i lądzie. Zadał też fundamentalne pytanie „czy potomkowie wielkich ojców, którzy zbudowali rzeszę niemiecką, są godni i zdolni spadek utrzymać”? A my na to: Monty Python.


* * *
Tymczasem w Pradze równe sto lat temu raczej nie siedzieli sobie z gazetką przy pilznerku i knedlach, a to z powodu strajku zecerów. Jeśli ktoś sto lat później nie wie o co chodzi, to przypominamy, że to zecerzy to byli ci goście, co ręcznie układali literki, żeby całość potem odcisnąć na papierze. Tak, kochani, tak powstawały książki i gazety.
* * *
Natomiast we Włoszech ruszył proces nauczycielki, która wyłudzała pieniądze, podając się za nieślubne dziecko królowej-matki Małgorzaty. Zastanawiamy się jak to wyglądało? Pani Pia Passini Rizzi podchodziła do kupca, przemysłowca lub zakonnicy i mówiła: – Buongiorno, jestem nieślubną córką królowej-matki, o której nikt nie wie, daj mi pieniądze. – Hm, córka królowej? A, to proszę... Z drugiej czy dziś takie rzeczy się nie zdarzają?
* * *
źródło: wyborcza.pl
Kończymy obszerniejszą relacją z odzyskania „Mona Lisy”, o czym pisaliśmy już wcześniej. – Przekonałem się kiedyś [...], że obraz można z łatwością zdjęć ze ściany. Tylko rama była nieco ciężka. [...] Schowałem obraz pod mą bluzą robotniczą i wyszedłem z Luwru – wyznał winny kradzieży Vincenzo Perrugia. Owe specyficzne standardy bezpieczeństwa, znane w Luwrze sto lat temu dobrze się przyjęły w poznańskim Muzeum Narodowym, skąd w równie „wyrafinowany” sposób skradziono całkiem niedawno „Plażę w Pourville”, notabene jedyny obraz Moneta w Polsce. Na szczęście obie historie łączy także to, że dzieła odzyskano, a za ich uprowadzeniem stały nie koniecznie merkantylne przesłanki.

wtorek, 17 grudnia 2013

17 XII 1913, czwartek: Skwierzyn, Skwierzyna – wszystko Schwerin i się pali, zdrowe papierosy, czym było rajfurstwo, co było złego w zupie z żyta i wódeczce, nowy drednot atakuje i inne różności


źródło: Wikimedia Commons
„Postęp” donosi o pożarze zamku w Skwierzynie. Dziś właściwie mamy jedno miasto o tej nazwie. Jest położone nad Wartą, w województwie lubuskim. Mieszkańców jakieś 10 tysięcy, zamków zero, szczególnie takich z kategorii „najwspanialszych w Niemczech”. Bynajmniej nie dlatego, że spłonęły. Skwierzyna to po niemiecku Schwerin. Przy czym jest to także nazwa stolicy Meklemburgii-Pomorza Przedniego, a tam zamek już niczego sobie. Dziś Schwerin to po prostu Schwerin, a Skwierzyna to Skwierzyna, choć ten Schwerin zdarza się tłumaczyć jako Skwierzyn (bez „a” na końcu).
* * *
Artykuł „Obawa przed chorobą” jest w istocie reklamą, ale my właściwie nie o tym. Raczej o tym, że chodzi o papierosy, które od paru lat są na cenzurowanym. Tymczasem tutaj dowiemy się, że „niewinne napozór papierosy nie mogą wpłynąć ujemnie na zdrowie osobnika”. Oczywiście chodzi tu o to, że tanie podróby mogą być szkodliwe. Co innego takie dajmy na to „Doktorskie” z fabryki Dubek M. Droste. Z czasem palacza nabywa „moralne przekonanie, iż żadną miarą nie odddziaływają one szkodliwie na stan jego zdrowia”. Hm.



źródło: Wikimedia Commons
Z „Wielkopolanina” zaczerpnęliśmy przegląd wieści ze świata bliższego (Rawicz) i dalszego (Frankfurt nad Menem). W pierwszym znów samobójstwo. Gdyby sądzić po doniesieniach gazet sprzed stu lat, to cud, że do dziś ktoś jeszcze dożył. W tym ostatnim mieście aresztowano „zbrodniczego lekarza”. Nas uwiodło słówko, nieco zapomniane, użyte do opisania procederu, którym się parał ów doktor. Otóż było to rajfurstwo, czyli, jakbyśmy powiedzieli sto lat później: stręczycielstwo, czerpanie korzyści z nierządu.
* * *
Mamy też wykładnię historii „po prusku”, która wzburzyła redakcję „Wielkopolanina”. Nam się najbardziej spodobało to, że „Ludzie żywili się zupą z żyta (!) i pili chętnie wódkę”. Czyli tak źle chyba nie było? 
* * *
Jeszcze wzmianka o największym krążowniku floty brytyjskiej, zwodowanym w 1913 roku. Tiger należał do generacji drednotów – nowoczesnych, szybkich i silnie uzbrojonych okrętów, które pojawiły się w 1906 roku. HMS Tiger służył do 1931 roku, a po drodze został kilka razy modernizowany. Na przykład w 1917 roku dorobił się platformy do startu samolotów z jego pokładu.



Kończymy przeglądem „Dziennika Poznańskiego”. Gdybyście szukali lornetki teatralnej (swoją drogą nieco zapomniany, a przecież przydatny gadżet), to mamy dla Was kilka porad jak taki sprzęt kupować. W 1913 roku modne były lornetki wykończone perłową macicą, raczej lekkiej, z niezbyt długą rączką.
* * *
Poza tym reklamy. Ruszała sprzedaż bożonarodzeniowego piwa bock, tudzież koźlaka. Natomiast pan Hipolit hurtowo oferuje wina. Wzmiankujemy o tym, bo spodobała nam się secesyjna oprawa jego anonsu.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

16 XII 1913, wtorek: „monalityczny” uśmiech patrioty, ocieplenie klimatu sto lat temu, smutny koniec podpadająco ładnych panien na Św. Marcinie i inne mroczne historie oraz wody i szampany


źródło: walyou.com/8-bit-classic-paintings/
Dzisiejszy przegląd prasy zaczynamy od „Postępu”. Na pierwszej stronie tradycyjna dla tego dziennika porcja antysemickich odjazdów. Jednak nas bardziej zainteresował fakt odzyskania słynnej „Mona Lisy”, która została skradziona z Luwru dwa lata wcześniej – w 1911 roku.
Sprawcą był pracownik muzeum Vincenzo Perrugia. Najsłynniejsze dzieło Leonarda próbował sprzedać w jednym z florenckich antykwariatów. Co ciekawe, schwytany tłumaczył, że jego motywacją była chęć zwrotu obrazu macierzystemu krajowi. Przez chwilę stał się dzięki temu bohaterem, a wyrok był naprawdę niski. Och, ten patriotyzm...
Co prawda w 1913 roku komputeryzacja była w powijakach, eufemistycznie rzecz ujmując, jednak pomimo tego, a może właśnie dlatego mamy dla was 8-bitową wersję „Giocondy”.
* * *
Sto lat temu odbył się tradycyjny jarmark gwiazdkowy. Raczej się nie udał, ponieważ jak konstatuje redakcja „Postępu”, towarzyszył mu „tradycyjny deszcz”. W 2013 roku właściwie podobnie. Czyżby ocieplenie klimatu było przereklamowane?



Z „Kurjera” wybraliśmy same mroczne, ba, krwawe historie. Najpierw więcej szczegółów na temat samobójstwa przy Świętym Marcinie. Poza innymi charakterystykami naszą uwagę zwróciła następująca: „była to dziewczyna podpadająco ładna”. Ten typ tak ma. Lepiej je mieć na oku...
* * *
Z pewnym niedowierzaniem „Kurjer” przyjął wiadomość z Inowrocławia o wypadku kolejowym, w którym pewien czeladnik kominiarski stracił nos. Czy „koła pociągu mogły człowiekowi ujechać tylko nos”? - zastanawia się redakcja.
* * *
Kończymy lekturę jeszcze jednym samobójstwem. W przedziale klasy czwartej pociągu z Poznaniu poderżnął sobie gardło pewien robotnik. Czyżby jakość kolei sto lat temu też pozostawiała co nieco do życzenia?



Na sam koniec pierwsze oznaki zbliżającego się sylwestra. W „Dzienniku” (co ciekawe, na razie tylko w nim) pojawiły się reklamy szampanów, ale i wód mineralnych na „wszystkie choroby przemiany materii”. Czy może tu zachodzić jakiś związek?

sobota, 14 grudnia 2013

14 XII 1913, niedziela: głównie dowcipasy, ale też o różnicach między pismem szczerze narodowem, a „Cosmo”


Niedziela to świąteczne wydania gazet. „Postęp” wtedy wychodzi z dodatkiem „Biesiada”, do którego chętnie sięgamy, ze względu na przednie dowcipy. Szerszy komentarz raczej zbędny.



„Wielkopolanin”  tym razem na pierwszej stronie reklamuje sam siebie. Poza klasycznymi chwytami, jak choćby kalendarz dla prenumeratorów – coś jak „Cosmo”. Natomiast w przeciwieństwo do „Cosmo” jest pismem „szczerze narodowem, wiernie katolickiem, i prawdziwie ludowem”. Ponadto „otwarcie i ostro gromi wszystkich wrogów polskości”. Prenumerowalibyście? Może z margaryną?

piątek, 13 grudnia 2013

13 XII 1913, sobota: śmiertelne zagrożenie w metrze, czy głupotę należy karać i czy istnieje patriotyzm lokalny?


13 grudnia (informacja dla przesądnych: w 1913 roku nie był to piątek) „Wielkopolanin” donosił o zakazie noszenia piór na kapeluszach w dużych miastach amerykańskich. Powodem jest zagrożenie, jakie niewątpliwie stanowią w metrze.
* * *
Grzywną ukarano orleańskiego biskupa. Za to, że obraził rodziców, twierdząc, że szkoła koedukacyjna to – wiadomo – „sodomia i gomoria”. Nie popieramy tego wyroku. Po pierwsze dlatego, że głupoty nie można karać. Głupota jest karą (choć bez waloru dydaktycznego – karany rzadko jest świadomy bycia karanym). Po drugie zaś, przez sto lat nic się nie zmieniło poza tym, że biskupi bardziej medialni i gadają więcej... A sądy już zapchane...



„Kurjer” w tonie raczej oburzonym pisze o niemieckiej pralni, która swe usługi realizuje poza Poznaniem, w samym mieście jedynie przyjmując zlecenia. Tymczasem, jak wiadomo, „[...] klijentela poznańska, zwłaszcza polska, najchętniej załatwia swe interesy na miejscu”. Z tego redakcja wywodzi myśl, że owa firma nieuczciwie sobie pogrywa na patriotyzmie lokalnym, sprawiając wrażenie, że jest na wskroś poznańską.
Nas zainteresowała na wskroś trzeźwa odpowiedź, chyba jeszcze bardziej aktualna sto lat później, czyli dziś, w dobie globalizacji:
„O patryjotyźmie lokalnym klijentów nie może być mowy. Publiczność załatwia swe interesy najchętniej tam, gdzie ją obsłuży się najlepiej i najtaniej.”
* * *
Skoro dziś już idziemy tak ostro, to kończymy reklamą scyzoryka. Wsam raz pod choinkę.

czwartek, 12 grudnia 2013

12 XII 1913, piątek: jeżycka pomarańcza, jedna wielka emancypacja, nie daleko pada jabłko anarchisty i Łazarz od mrocznej strony


Czy tak wyglądały wybryki na Jeżycach w 1913 roku?
„Kurjer Poznański” donosi o rozróbie na Poznańskiej – co Jeżyce, to Jeżyce. Grupa wyrostków okładała się laskami. Padły strzały z rewolweru. To, a także sznyt sprzed stu lat w postaci melonika skojarzył nam się z „Mechaniczną pomarańczą” Kubricka. Uwiodło nas także znamienne stwierdzenie, że „policja nie dawała o sobie żadnego znaku życia”. Może była wtedy na dworcu i łapała kieszonkowca?
* * *
W tej samej gazecie wyciąg z najnowszego, jakbyśmy to dziś powiedzieli, raportu dotyczącego rozwoju szkolnictwa wyższego. Analizę zostawiamy Wam. Zwrócimy uwagę tylko na jedną rzecz. W 1911 roku w Prusach studiowało nieco ponad 55 tysięcy osób. Kobiet w tym było niecałe 5 procent. Tymczasem w 2012 roku w Polsce studentów było ponad 1,6 mln, z czego panie stanowiły blisko 60 procent tej grupy. No, w końcu coś się zmieniło przez te sto lat!



Tego dnia „Dziennik Poznański” pisał o wybrykach Bakunina juniora – syna tego Bakunina. Przepuścił majątek żony, udał własne samobójstwo, a co gorsza napisał – już będąc w więzieniu – trzy powieści sensacyjne!
* * *
W „Kurjerze” było o Jeżycach, to w „Dzienniku” dla urozmaicenia o Łazarzu. Tamże jedno samobójstwo (swoją drogą, prawie codziennie o jakimś można się dowiedzieć z prasy sprzed stu lat) oraz o włamaniu. Na szczęście nieudanym.

środa, 11 grudnia 2013

11 XII 1913, czwartek: polarne klimaty, pyry na słodko i w co się bawić


Dziś mamy datę niezwykłą: 11.12.13. O czym pisały poznańskie gazety sto lat temu? W „Dzienniku Poznańskim” między innymi o zaginionej ekspedycji podbiegunowej, a w dziale reklam gwiazdkowe przysmaki. Wśród nich lignickie bomby i... kartofelki marcepanowe. Takie rzeczy tylko w Poznaniu, tej!



„Kurjer” też wspomina o wyprawach z mroźne rejony, a to za sprawą medalu Scotta. Ciekawostką jest to, że można zobaczyć na rycinie jak on wygląda. Ilustracje i fotografie nie były powszechne w prasie codziennej sto lat temu. Właściwie nie było ich wcale. No, chyba, że w reklamach.
* * *
W Inowrocławiu dwie cyganki sprytnie podeszły pewną panią. Jak? Przeczytajcie sami. Dalibyście się nabrać?
* * *
Ostatnio mamy prawdziwy renesans gier planszowych. W co grano sto lat temu? O tym też przeczytacie w „Kurjerze” z 11.12.13.

wtorek, 10 grudnia 2013

10 XII 1913, środa: oszuści, wizualizacja znanego przysłowia z dramatycznym finałem, rusza sprzedaż choinek i każdy pretekst jest dobry, by zakończyć piosenką


Po świątecznej przerwie (jeśli ktoś przegapił, to taką mieliśmy w 1913 roku – dziś nazwalibyśmy ją długim weekendem) wracamy do regularnej lektury codziennej prasy. W „Kurjerze” o dramatycznym zatrzymaniu oszusta, który próbował naciągać właścicieli kawiarni na kamienie. W końcu zatrzymano go na Rycerskiej, czyli na Ratajczaka, choć spryciarz próbował zwieść pościg wołając „Trzymajcie go!” i tym samym oddalić podejrzenia od siebie.
* * *
W Szamotułach rozegrała się scenka, będąca poniekąd ilustracją przysłowia „baba z wozu, koniom lżej”. Niestety „baba” spadając z wozu złamała nogę, co gorsza grozi jej amputacja tejże nogi. Przysłowia mądrością narodów (to kolejne przysłowie), ale żeby aż takim kosztem?



„Wielkopolanin” donosi o rozpoczęciu sprzedaży choinek na placach miejskich: Wilhelmowskim (dziś Wolności) oraz nieistniejącym Liwoniusza, który był tam, gdzie właśnie zamknięty stary dworzec PKS.
* * *
Poza tym te same od stu lat utyskiwania kupców na słabe obroty. Liczą, że do świąt jeszcze się rozkręci. Skoro o handlu mowa, to w dziale ogłoszeń reklama różańców za jedną markę – do wyczerpania zapasów. Tudzież, dla bardziej kosmopolitycznych, wybór baśni z „Księgi tysiąca i jednej nocy”.
* * *
A w Paryżu apasze zaczęli klientelę restauracji molestować. Nie będziemy tego komentować, za to skorzystamy z pretekstu by zakończyć piosenką.


sobota, 7 grudnia 2013

7 XII 1913, niedziela: żarcik emerytalny, penerstwo ze Śródki w Alzacji, odczyt biegunowy, przedświąteczna gorączka studzona pierwszym śniegiem, bolesna lekcja XX wieku


Dzisiejszy przegląd prasy będzie wcale obszerny, a to z dwóch powodów: 1. mamy niedzielę, czyli świąteczne, obszerniejsze wydania dzienników; 2. gazety zaanonsowały święto niepokalanego poczęcia Najświętszej Marii Panny, a tym samym dodatkowy dzień bez wieści sprzed stu lat. By to wynagrodzić, jeszcze skrupulatniej przejrzeliśmy prasę sprzed stu lat. Oto czego się dowiedzieliśmy.
„Dziennik Poznański”, poza zaanonsowanym już powyżej świętem pisze o obniżeniu wieku emerytalnego. Dziś brzmiałoby to jak żart. Sto lat temu też był mało prawdopodobne. W istocie sprawa okazała się raczej plotką.
* * *
Poza tym jest o stacjonującym w Alzacji 99 Pułku, o którym rozpisywała się prasa w listopadzie i grudniu 1913 roku. Przyczyną były zamieszki, jakie wywołali żołnierze tego pułku. Wcześniej stacjonował on właśnie w Poznaniu, w forcie Prytwicza (jakie ładne spolszczenie). Tu też pozostawili po sobie wspomnienie zadymy, jaką wywołali na Śródce. Normalnie penerstwo.
* * *
Trafiliśmy też na anons wystąpienia Roalda Amunsena – pierwszego zdobywcy bieguna południowego. Równo sto lat temu w Poznaniu. Ze slajdami. Podróżnik zginie za 15 lat, czyli w 1928 roku, podczas wyprawy ratunkowej w Arktyce. Ciała nigdy nie odnaleziono.
* * *
Równo sto lat temu, dokładnie tak jak dziś, w Poznaniu, spadł pierwszy śnieg.



Przedświąteczna gorączka zakupowa trwa! W „Kurjerze” całostronicowa reklama domu handlowego Leitgebera. Poza tym, porady co też dzieciom kupić na święta. Redakcja poleca Mickiewicza, Konopnicką, Sienkiewicza... „niech z Bełzą modlą się i polskość swą stwierdzają”. Biedne dzieci.
* * *
O spadku liczby mieszkańców w Janówcu i innych miasteczkach może jeszcze kiedyś napiszemy. Wspomnimy za to o bezbłędnej metodzie zepsucia wesela, którą jest dokonanie żywota. Tak się stało w Toruniu.
* * *
W dziale reklam i ogłoszeń oferta obrazu olejnego przedstawiającego Kościuszki. Nie mamy reprodukcji, ale na pewno piękny. Jedynie 400 marek. Można też kupić samochód. Niestety nie za bardzo potrafimy ustalić jaka marka, a telefon już nie odpowiada (może ktoś rozszyfruje?). Wiemy tylko, że landaulet oznacza typ nadwozia, częściowo zadaszonego, a częściowo przykrytego brezentem lub otwartego - mniej więcej coś takiego.



Z „Wielkopolanina” wyciągnęliśmy cennik zabawek. Można zobaczyć co sto lat temu można było kupić berbeciom poza zachwalanymi wcześniej w „Kurjerze” wieszczami i inną nudą ze smrodkiem dydaktyczno-patriotycznym.
* * *
Jest też o kolejnych utrudnieniach w wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Trzeba umieć czytać i pisać w dowolnym języku. USA są w awangardzie utrudnień migracyjnych do dziś. Nie wystarczy umieć pisać i czytać.



W 1913 roku nowa synagoga w Poznaniu miała ledwie pięć lat.
Za kolejne 28 lat zostanie przez nazistów zamieniona w pływalnię.
Ze świątecznego wydania „Postępu” wyciągamy dodatek „Biesiada”. Dodamy uprzedzająco, że jest to dodatek satyryczny. Już parę razy krzywiliśmy się z powodu jawnego antysemityzmu „Postępu”. Zresztą takie wątki trafiały się we wszystkich polskich (poznańskich) gazetach sprzed stu lat. Tym razem jednak naprawdę nas ciarki przeszły, gdy przeczytaliśmy fraszkę o planach budowy krematorium w Poznaniu (było już o tym tutaj). Jeszcze z wątkiem budowy pływalni (szwymhali), na którą za niecałe 30 lat zostanie zamieniona synagoga. Zaiste prorocze w najgorszym tego słowa znaczeniu.
* * *
Jeszcze z działu ogłoszeń o kawalerze, przystojnym rzemieślniku, który chciałby się wżenić w jakiś pewny interes. Zanim się oburzymy, warto zastanowić się, czy dziś jest to aż tak egzotyczny pomysł? Oczywiście nie dzieje się to aż tak jawnie i trudno napotkać takie anonse. Ale... 
„Dyskrecya rzecz honorowa”.

piątek, 6 grudnia 2013

6 XII 1913, sobota: omówienie problemów sztuki i internetu z perspektywy stu lat


Zaglądamy do „Dziennika Poznańskiego”. Powiązany z pruskimi władzami wójt gminy Wystruć, czyli Czerniachowska (Prusy Wschodnie) zwrócił się do listonosza i urzędnika pocztowego z propozycją podania adresów prenumeratorów nieprawomyślnych, polskich pism. Spotkał się z odmową. Dziś propozycja nie byłaby konieczna taka propozycja. Wszystko mamy na Gmailu i Facebooku, dostępne na tacy na życzenie władz. Oczywiście dla naszego dobra. Taki to mamy podstęp w porównaniu z 1913 rokiem.
* * *
To może coś o artystach. Szczególnie, że wątek ochrony praw autorskich jest dziś bardzo żywy. W końcu mamy internet, ściągamy muzykę, filmy, książki często nie oglądając się na to, czy autorzy tych dzieł otrzymają należną im zapłatę. Coś podobnego spotkało słynnego rzeźbiarza Augusta Rodina w 1913 roku. W oknie galerii dostrzegł wykonaną z brązu statuę podpisaną swoim nazwiskiem. – Ten knot nie jest moim dziełem – oświadczył. Sprawa wylądowała w sądzie. Tymczasem finał sprawy był taki, że był to jak najbardziej autentyk, z tym że powstały na początku kariery rzeźbiarza... Tego dzieła Rodin po prostu nie pamiętał lub nie chciał pamiętał. Dziś też mamy takich artystów, co wytwarzają produkty sztuki w ilościach nawet nie hurtowych, a po prostu przemysłowych (i jeszcze lubią o tym opowiedzieć z telewizora, choć jeszcze nie w programie „Mam talent”... Kwestia czasu?). Ciągle żywym problemem nie byłoby zatem piractwo sztuki, a raczej jej umasowienie. To na koniec taki skeczyk, poniekąd z Rodinem.


czwartek, 5 grudnia 2013

5 XII 1913, piątek: sto lat, a ciągle to samo, alzackie wstrząsy i toruńskie specjały


O czym w „Dzienniku Poznańskim” sprzed stu lat? O tym samym, co sto lat później w poznańskiej prasie, czyli kolejny przestój tramwajów. Poza tym zaginione dziecko i samobójstwo. Mamy nadzieję, że to ostatnie nie z powodu spóźnionego tramwaju, choć frustracja jest dla nas w pełny zrozumiała.
* * *
Zgrabny zestaw dramatycznych doniesień z Alzacji: pacyfikacja kulawego szewca, aresztowania za obserwację karmienia konia oraz przeziębienia.
* * *
W dziale reklam importowany specjał, czyli pierniki toruńskie. I to tyle na dziś.

środa, 4 grudnia 2013

4 XII 1913, czwartek: rąbanie pałaszem, park do wzięcia, cesarskie tango, czy kupować w niemieckich sklepach, Rosja ekologiczna i trochę archeologii


Dzisiejsza lektura „Wielkopolanina” wskazuje, że lekcja przykuwania uwagi mocnymi nagłówkami została odrobiona wzorowo. Gazeta wita nas „Fostnerem rąbiącym pałaszem” i „Nienasyconymi”. 
* * *

Poza tym, jest o Parku Wiktorji. Poznańska prasa żyje tym tematem od kilku dni. Otóż park został sprzedany i nikt nie wie o co chodzi? Polakom, Niemcom? Co tam będzie? Do tego wątku jeszcze dziś wrócimy...
* * *
Dowiemy się także dlaczego cesarz niemiecki zabronił tańczyć tango. Oczywiście na złość swemu dziecku. I swojej synowej.
* * *
Na koniec świńska wiadomość z frontu germanizacji. Gospodarz Prądzyński musiał swą kuchnię urządzić w chlewie, a i tak mu ją Prusacy zepsuli...




W „Dzienniku Poznańskim” tekścik o Niemcach-hakatystach wobec nadchodzącej gwiazdki. Otóż wystosowali oni apel, by świąteczne zakupy robić tylko w niemieckich sklepach. Prowokacyjnie dodamy, że coś w tym chyba jest...
* * *
Tu także wątek ekologiczny. Sto lat temu w awangardzie działań związanych z ochroną środowiska, a konkretnie powietrza była Rosja. Co więcej, projekt przepisów poddano konsultacjom. Choć został skrytykowany, to zaskakuje nas nowoczesność prawodawstwa i sposobu jego stanowienia.



„Kurjer Poznański” recenzuje „książkę niezwykle ciekawą i pierwszorzędnego znaczenia” - „Wielkopolska w czasach przedhistorycznych” Józefa Kostrzewskiego. Ten klasyk polskiej archeologii za 20 lat dowie się od Walentego Szwajcera, nauczyciela w biskupińskiej szkole o dziwnych palach wystających z wód jeziora i innych znaleziskach...
* * *
Gdzie był Park Wiktorji?
Wracamy do tematu Parku Wiktorji. Jeśli nie kojarzycie tego parku, to chodzi tak z grubsza o Łęgi Dębińskie. A jeśli nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o kasę. Istotnie, w dziale ogłoszeń znaleźliśmy ofertę wydzierżawienia parku, wraz z restauracją i ziemią uprawną. Zainteresowani mogą szukać informacji w Poznaniu, przy ul. Łazarskiej, tudzież Posen, Lazarusstraße. W biznesie język raczej nie ma aż takiego znaczenia. Chyba na szczęście sto lat później ciągle jest to obszar zieleni, dokładniej południowy klin zieleni, który trochę później "wymyślą" Wodziczko z Czarneckim.
* * *
Na dodatek mała wzmianka z Hawany, gdzie dziesięciu murzynów zamordowało białą dziewczynę w celach rytualnych. Zastanawiamy się czy to istotne, że oprawcy byli czarnoskórzy, a ofiara biała? Co by się zmieniło, gdyby dziesięć białych kobiet zarżnęło jednego murzyna?

wtorek, 3 grudnia 2013

3 XII 1913, środa: transakcje wiązane, przedświąteczna nerwowość, ekspresjonistyczne eksplozje i o tym, czy obszarpaniec może być autorem sztuki


Zacznijmy nieco mrocznie. Czy w Poznaniu powinno zostać zbudowane krematorium? To pytanie zadaje „Kurjer Poznański”. Powstało nawet towarzystwo, którego zadaniem jest „propaganda za paleniem ciała”. „Kurjer” zaznacza, że do owego – jak dane jest nam odczuć – szemranego towarzystwa należą wyłącznie niemcy i żydzi. Obie grupy małą literą.
* * *
„Wielkopolanin” opisuje nietypową dość sprawę, która to zaistniała w Biłgoraju. Na tamtejszy targ udał się pewien gospodarz celem sprzedaży świni. Jednak podczas zawziętych negocjacji w szynku doszło do transakcji wiązanej. Oprócz rzeczonej świni gospodarz sprzedał także żonę. Porozmawiajmy o tradycyjnym modelu rodziny...



„Dziennik Poznański” serwuje zestaw typowych przedświątecznych problemów dużego miasta. Poczta nie wyrabia się z dostarczaniem przesyłek świątecznych, a tramwaje stanęły w szczycie. „Należałoby temu zapobiedz” (pisownia oryginalna) – celnie konkluduje gazeta.
* * *
Poznańska gazownia w 1913 roku [źródło]
Bardziej dramatycznie brzmi doniesienie o eksplozji w poznańskiej gazowni. Niestety zginął jeden z robotników, a przyczyną najprawdopodobniej było nieprzestrzeganie przepisów BHP, jakbyśmy to dziś ujęli. Temu również „należałoby zapobiedz”. Szczególnie, że już wcześniej, w 1907 roku, dochodziło tam groźnych wybuchów. A ten największy nastąpi w 1926 roku, kiedy to pokrywa zbiornika, coś jak wielka przykrywka garnka, spadnie na jeden z pobliskich domów.
Przy okazji, wiecie, że pierwszym projektantem zakładu było Brytyjczyk John Moore? Prace rozpoczęto w 1853 roku, ale cały obiekt był wielokrotnie przebudowywany i modernizowany. Jeden z ciekawszych budynków tego kompleksu powstał na początku XX wieku. Jest to kotłownia – obecnie bodaj jedyny zachowany przykład architektury ekspresjonistycznej w Poznaniu. Ze względu na wielkość i rozmach jest ona nazywana katedrą.
Tymczasem w 1913 roku Zakłady Siły, Światła i Wody przechodziły kryzys ze względu na rozpowszechnienie się elektryczności, a prezentowały się tak, jak na załączonej fotografii.
* * *
Powyżej było coś o architekturze ekspresjonistycznej, a na koniec będzie o przygodzie Leonida Andriejewa, jednego z prekursorów tego właśnie stylu w literaturze. W petersburskim teatrze wystawiano jego najnowszą sztukę „Nie zabijaj”. Andriejew, bądź co bądź będąc autorem sztuki, był żywo zainteresowany jej przedstawieniem. Niestety urzędnik teatralny nie poznał się na pisarzu i nie wpuścił go, oświadczając, iż „taki obszarpaniec nie może być autorem sztuki”, po czym wyrzucił go za drzwi. Jakież to urzędnicze!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

2 XII 1913, wtorek: tajemnicza wiadomość, gdzie się zaczyna stara kobieta, dworcowa frustracja i cierpienia nerwowe szczególnej proweniencji


Dziś zaczniemy od lektury „Postępu”. W dziale „Od Redakcyi” tajemnicza wiadomość do pana J. N. Szyfr, tajny przekaz czy ktoś tu komuś po prostu świnię podkłada? Odpowiedzcie sobie sami.
* * *
Czy wśród czytelników wieści sprzed stu lat są starsze kobiety? Dajmy na to, takie po trzydziestce? Jeśli tak, to może mają ochotę odpowiedzieć na ogłoszenie?
* * *
Sztuka dla idei, czy sztuka dla pieniędzy? Niech każdy rozstrzygnie sobie sam. My polecamy wiersz, o rymach najpierwszej jakości, który jest reklamą sklepu z meblami.
* * *
Na koniec mrożąca krew w żyłach historia z Monte Carlo. Na tamtejszym dworcu z pociągu wyskoczył kelner i zaatakował pasażerów nożem. Nie wiemy co było powodem frustracji, ale aż boimy się pomyśleć jakby to wyglądało, gdyby wysiadł na Poznań City Center.



O czym napisał dziś „Dziennik Poznański”? W Warszawie zapowiadają odczyt Marii Curie-Skłodowskiej z pokazami promieniotwórczych pierwiastków.
* * *
Sto lat temu był żywy temat zakazu handlu w niedzielę. Za to zniknęła (mamy nadzieję) praktyka oddawania dziewcząt czternastoletnich na utrzymanie do rodzin pewnych, w zamian za prace domowe.
* * *
Na koniec reklama „znakomitego środka wzmacniającego przy cierpieniach nerwowych”. Nie wiemy czy to taki eufemizm, czy sto lat temu nikt nie zauważył objawów stosowania pastylek Yohimbin. Nie trzeba daleko szukać, by dowiedzieć się, że
Krople z tym alkaloidem [johimbiną] zażywane na kilkanaście minut przed stosunkiem, powodują zwiększony dopływ krwi do narządów płciowych.

Poznań 100 lat temu na Facebooku

Poznań 100 lat temu działa i ma się dobrze. Zapraszamy na Facebooka:  www.facebook.com/poznan100lat