środa, 18 grudnia 2013

18 XII 1913, czwartek: co powiedział Wilhelm, dlaczego w Pradze sobie nie poczytali, kradzież na celebrytę sto lat temu i co ma wspólnego poznańskie muzeum z Luwrem?


Dziś zainteresowało nas kilka kąsków z „Dziennika Poznańskiego”. Dawno nie wspominaliśmy o naszym ulubieńcu sprzed stu lat, czyli z łaski Bożej cesarzu niemieckim, królu Prus, margrabim Brandenburgii, burgrabim Norymbergi, hrabim Hohenzollern, suwerenie i wielkim księciu Śląska oraz hrabstwa kłodzkiego, wielkim księciu Nadrenii i Poznania, księciu Saksonii, Westfalii i Angarii, Pomorza, Lüneburga, Szlezwiku, Holsztynu, Magdeburga, Bremy, Geldrii, Kleve, Julich i Bergu, jak również Wendów i Kaszub, Krosna, Lauenburga, Meklenburga etc. landgrafie Hesji i Turyngii, margrabim Górnych i Dolnych Łużyc, księciu Oranii, księciu Rugii, Fryzji Wschodniej, Paderborn i Pyrmontu, Halberstadt, Münster, Minden, Osnabrück, Hildesheim, Verden, Kamienia, Fuldy, Nassau, Mörs etc. uksiążęconym hrabim Hennebergu, hrabim Marchii, Ravensburga, Hohenstein, Tecklenburg i Lingen, Mansfeld, Sigmaringen i Veringen, panu Frankfurtu, etc. etc., dla przyjaciół Wilusiu.
Ponoć w 1913 roku krążyła anegdota, że jeśli nie chce się spotkać cesarza, to trzeba jechać do... Berlina. Istotnie, Wilhelm II lubował się w podróżach – tych służbowych i tych prywatnych (choćby corocznych rejsach swym jachtem). W każdym razie, będąc w Monachium walnął mowę, a jak już cesarz powie, to jest powiedziane. Dlatego też „sławił potęgę Niemiec na morzu i lądzie. Zadał też fundamentalne pytanie „czy potomkowie wielkich ojców, którzy zbudowali rzeszę niemiecką, są godni i zdolni spadek utrzymać”? A my na to: Monty Python.


* * *
Tymczasem w Pradze równe sto lat temu raczej nie siedzieli sobie z gazetką przy pilznerku i knedlach, a to z powodu strajku zecerów. Jeśli ktoś sto lat później nie wie o co chodzi, to przypominamy, że to zecerzy to byli ci goście, co ręcznie układali literki, żeby całość potem odcisnąć na papierze. Tak, kochani, tak powstawały książki i gazety.
* * *
Natomiast we Włoszech ruszył proces nauczycielki, która wyłudzała pieniądze, podając się za nieślubne dziecko królowej-matki Małgorzaty. Zastanawiamy się jak to wyglądało? Pani Pia Passini Rizzi podchodziła do kupca, przemysłowca lub zakonnicy i mówiła: – Buongiorno, jestem nieślubną córką królowej-matki, o której nikt nie wie, daj mi pieniądze. – Hm, córka królowej? A, to proszę... Z drugiej czy dziś takie rzeczy się nie zdarzają?
* * *
źródło: wyborcza.pl
Kończymy obszerniejszą relacją z odzyskania „Mona Lisy”, o czym pisaliśmy już wcześniej. – Przekonałem się kiedyś [...], że obraz można z łatwością zdjęć ze ściany. Tylko rama była nieco ciężka. [...] Schowałem obraz pod mą bluzą robotniczą i wyszedłem z Luwru – wyznał winny kradzieży Vincenzo Perrugia. Owe specyficzne standardy bezpieczeństwa, znane w Luwrze sto lat temu dobrze się przyjęły w poznańskim Muzeum Narodowym, skąd w równie „wyrafinowany” sposób skradziono całkiem niedawno „Plażę w Pourville”, notabene jedyny obraz Moneta w Polsce. Na szczęście obie historie łączy także to, że dzieła odzyskano, a za ich uprowadzeniem stały nie koniecznie merkantylne przesłanki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poznań 100 lat temu na Facebooku

Poznań 100 lat temu działa i ma się dobrze. Zapraszamy na Facebooka:  www.facebook.com/poznan100lat